Życie a alergia

 

Zmory dzieciństwa
 

Anna Popławska

 

Trudno uwierzyć, że ta przystojna kobieta o iście brzoskwiniowej skórze przez lata cierpiała katusze wstydząc się zmienionej alergią skóry twarzy i rąk. Teraz nawet wnikliwy obserwator nie doszuka się pozostałości atopowego zapalenia skóry, które było zmorą dzieciństwa. A dokładniej, jedną z nich. Alergia, na którą cierpiała, przejawiała się także ostrymi atakami duszności.
 

Trudne dziecko

Kłopoty z jej skórą zaczęły się już w niemowlęctwie. Zaczerwienienia, wysypka i rozdrapane, swędzące rany sprawiały wrażenie, że dziecko jest chowane w brudzie i zaniedbane. 

„Moja mama jest wyjątkowo pedantyczną osobą. Nie znam nikogo tak oddanego czystości i porządkowaniu wszystkiego wokół siebie. Słyszałam, że do mojego niemowlęcego pokoju wchodziło się w maseczce i białym fartuchu. Wszystkie kaftaniki, pieluchy, śpioszki były wygotowywane i długo prasowane. Lekarz wielokrotnie mówił, że gdyby nie znał warunków w jakich mnie chowano byłby przekonany, iż jestem dzieckiem rodziny z marginesu społecznego” - wspomina Pani Kasia.

W połowie lat 60-tych niewiele jeszcze wiedziano o alergii i atopowym zapaleniu skóry, na co - jak teraz wiadomo - cierpiało niemowlę. Około 2-go roku życia objawy te ustąpiły i Katarzyna na szczęście ich nie pamięta. Zna je tylko z rodzinnych przekazów. Pamięta natomiast objawy alergii, które pojawiły się u niej gdy miała 5 lat.

Stałym punktem niedzielnego programu rodzinnego były wyjazdy na obiady do babci. W domu Kasi nie było zwierząt, toteż ogromną atrakcją dla dziewczynki stał się kot babci. Bawiła się z nim przez pół dnia. Wieczorem, już w domu dziecko miało silny katar i świszczący kaszel. Znowu ta infekcja - wzdychała mama. Wezwany lekarz rozkładał ręce: cóż, mała należy do dzieci podatnych na przeziębienia, trzeba na nią uważać.

„Infekcje” z katarem i kaszlem pojawiały się z cotygodniową regularnością w niedzielne wieczory. Niepokojące objawy ustępowały około południa następnego dnia i dziewczynka była zdrowa przez cały tydzień - do następnej wizyty u babci. Gdy Kasia skończyła 6 lat i rozpoczęła naukę w zerówce, rodzice postanowili uczcić to wydarzenie. Ojciec specjalnie wrócił z rejsu aby żonę i córeczkę zabrać na dwutygodniowe zimowe wczasy w Wiśle. Prawdziwą atrakcją miał być konny kulig.

„Kulig skończył się dla mnie po 10 minutach. Gdy znalazłam się w saniach, natychmiast zaczęłam się dusić. I to jak! Nie mogłam złapać tchu. Z oczu i nosa ciekło mi, na ciele wystąpiła swędząca wysypka. Przerażeni rodzice zanieśli mnie do pokoju. Ktoś szczęśliwie poradził, żeby natychmiast wsadzić mnie pod prysznic a potem założyć inne ubranie. To poskutkowało. Po ataku i wspomnianych zabiegach momentalnie zasnęłam i spałam bardzo długo. Wtedy jeszcze nie wiedziano co się stało, jeszcze nie leczono takich przypadków jak mój. A przecież nawet nie dotknęłam tego konia. Nawet do niego nie podeszłam, wystarczyło, że posadzono mnie na saniach. Odtąd unikam koni jak mogę, bo samo wspomnienie duszenia się wystarczająco mnie przeraża. Kłębek nieszczęścia

Szkolne wspomnienia Kasi nie są przyjemne. Każdej wiosny i jesieni ręce pokrywały się pęcherzami i ranami. Nawet nie umie powiedzieć czy bardziej ją to bolało, czy swędziało. Chodziła z zabandażowanymi rękami i wydawało jej się, że wszyscy trzymają się od niej z daleka. Może się brzydzą? Nie mogła pisać i gdy podchodziła do tablicy, nauczyciel pod jej dyktando rozwiązywał matematyczne zadania. No i przez dwa tygodnie była zwolniona z gimnastyki. Jednym słowem - odmieniec. A dzieci bardzo cierpią gdy tak się czują.
„Moje ręce wyglądały tak, że nie daj Boże dotknąć, bo jeszcze przeskoczy jakaś zaraza. Wstydziłam się zbliżać do innych dzieci. Ale wf-u niezbyt żałowałam : szatnia była bardzo zakurzona i wchodziłam na salę gimnastyczną już z dusznościami.”

W tym czasie matka zaczęła wyjeżdżać za granicę. Kasia pod jej nieobecność przebywała u babci. Nie było już tam kota - był za to pies. Ku konsternacji obu pań okazało się, że dziecko nienajlepiej chowa się pod opieką babki. Gdy tylko się do niej przenosiła, zaraz pojawiały się objawy silnego przeziębienia. Mimo natychmiastowego leczenia przechodziło ono w zapalenia płuc.

„Mama telefonowała codziennie mimo, że jak na tamte czasy były to niebotyczne koszty i pytała jak się czuję. A babcia wyjaśniała, że leżę w łóżku ze stwierdzonym zapaleniem płuc. Aplikowano mi antybiotyki. Mimo to poprawa była nieznaczna. W końcu przyjeżdżała mama i zabierała mnie do domu, gdzie natychmiast wracałam do zdrowia. Aż żal pomyśleć jak się czuła moja biedna babcia, która tak bardzo się o mnie troszczyła.”


 

Dopiero w ósmej klasie Kasia trafiła do alergologa. W Gdańsku, gdzie mieszkała obowiązywał wówczas ścisły podział na alergologów laryngologów i alergologów pulmonologów. Trafiła do obydwu specjalistów. Przeprowadzone testy wykazały, że dziewczynka jest bardzo silnie uczulona na alergeny kota, psa, trawy, kurzu, roztoczy, pleśni. Testy nie obejmowały innych substancji alergizujących, jednak było wiadomo, że sierść konia również wchodzi w rachubę.

Zaczął się 3-letni proces odczulania.

Kasia zaczęła przyjmować leki.

„Chyba temu zawdzięczam, że nie mam pyłkowicy i sezon pylenia jest dla mnie neutralny. Nie muszę obawiać się wiosny”.

Leki przerwały ataki duszności, ale nawet bez nich życie w szkole nie było łatwe.

„Kiedy cierpiałam na alergiczny nieżyt nosa, strasznie krępowało mnie, że oddycham przez usta. Do dziś pamiętam jak starałam się zasłaniać je ręką, żeby nikt nie widział, że siedzę z otwartą buzią jak jakaś gapa. Gdy zdarzał mi się atak duszności wstydziłam się brać lek wziewny w obecności rówieśników. Zdarzało się, że upływało trochę czasu zanim zdążyłam odejść na bok i schować się. Wtedy atak bywał już bardzo silny. No i te chusteczki przy nosie! Myślę teraz o sobie : biedne, zakompleksione dziecko.”

Normalne życie

Po odczuleniu, z lekarstwami w torebce, Kasia uczyła się żyć coraz śmielej. Zdała maturę, podjęła studia, założyła rodzinę. Jej mąż też jest alergikiem. Z dwójki dzieci 17-letnia córka jest zupełnie zdrowa. Nawet konie, tak niebezpieczne dla jej matki, dla córki są wyłącznie źródłem przyjemności.

„Kiedyś spróbowałam pośrednio zbliżyć się do konia zabierając córkę po treningu do domu. Po konnej jeździe córka z uwagi na moje uczulenie przebierała się, pakowała swoje rzeczy do szczelnego worka i zamykała w bagażniku. Ale i tak gdy wsiadała do samochodu reagowałam astmatycznymi dusznościami. Tym bardziej cieszę się, że nie odziedziczyła po mnie alergicznych obciążeń.”

Synek Pani Kasi ma rozpoznaną astmę. Wcześniej przechodził atopowe zapalenie skóry czyli powtórzyła się historia choroby jego mamy. Leczenie chłopca trwa już 6 lat. Po kilku latach systematycznego podawania leków część z nich można było odstawić. Reszta jest stosowana profilaktycznie.

Nawet podczas zdarzających się czasem infekcji, kiedy to objawy alergii mogą się szczególnie nasilać, chłopak przechodzi przeziębienia bez stanu astmatycznego i bez zmian skórnych. Jego skóra, dawniej szorstka, chropawa i sucha stała się normalną, gładką dziecięcą skórą. Mimo astmy chłopiec jest bardzo sprawny fizycznie. Jak twierdzi jego matka, ma predyspozycje do sportów wyczynowych, wręcz ekstremalnych.

Po latach życia z alergią Pani Kasia przekonała się jak ważne jest systematyczne leczenie. Jej błędem, jak twierdzi, był brak tej systematyczności.
„Gdy czułam się lepiej przerywałam zażywanie leków rozumując : nie duszę się, nie mam niczego na skórze, więc wszystko jest świetnie. Kończyło się to dusznościami np. po przypadkowym kontakcie z jakimś domowym zwierzątkiem u znajomych. Atak astmy następował już po 5 minutach. Ratując się przekraczałam dozwolone dawki leków. Zdarzało się też, że pojawiały się na mojej twarzy krępujące zmiany atopowego zapalenia skóry. Tymczasem czekały mnie umówione spotkania zawodowe, których nie mogłam przełożyć. Wtedy, aby móc pokazać się ludziom sięgałam po maści, których nie powinno się stosować na skórę twarzy. Te silne, szybko działające leki były moją ostatnią deską ratunku, chociaż zdawałam sobie sprawę z ich skutków ubocznych.”

Od dwóch lat Pani Kasia leczy się systematycznie. Jak zapewnia, nie pamięta dnia, w którym zapomniałaby przyjąć leki. Są one tak bezpieczne, że można je zażywać latami. Rezultaty są wręcz namacalne. Pani Kasia nie potrzebuje maści. Mogła się z nimi rozstać. Co sądzi o swojej chorobie?

„Przekonałam się, że z alergią można normalnie żyć. Jeżdżę na nartach, gram w tenisa, pływam - gdy mam na to czas. Nie czuję się osobą chorą i nie traktuję alergii jako choroby. Mam tę przypadłość, to fakt. Ale kiedy systematycznie przyjmuję leki i jestem pod stałą opieką lekarza, zapominam o alergii. Dojście do tego stanu zajęło mi jednak zbyt wiele czasu. Żałuję, że nie zaczęłam wcześniej systematycznego, codziennego leczenia. Moje życie byłoby wtedy znacznie łatwiejsze. Alergia jest chorobą, która wcale nie musi bezustannie dawać o sobie znać. Oczywiście przy świadomości pewnych ograniczeń. Wiem, że nie będę miała w domu żadnych zwierząt. Nie wolno mi pić czerwonego wina. Powinnam unikać pomieszczeń z dużą ilością książek. Są gazety, których nie mogę czytać ze względu na intensywny zapach farby. My, alergicy musimy pogodzić się z pewnymi ograniczeniami. I nastawić się na leczenie latami, nawet gdy nie mamy objawów i wydaje się nam, że wszystko jest już w porządku” – podsumowuje Pani Katarzyna.

KOMENTARZ

Opisany przypadek jest typowym przykładem tak zwanego „marszu alergicznego". Pacjenci w dzieciństwie chorują na atopowe zapalenie skóry, w wieku młodzieńczym występuje u nich pyłkowica (uczulenie na pyłki roślin), a w wieku dojrzałym astma oskrzelowa.

W przypadku Pani Kasi katary i uczucie przeziębienia było przez lekarzy kojarzone jako infekcje wirusowe lub bakteryjne. Były one leczone wieloma antybiotykami (bez skutku). Chciałem też Państwu zwrócić uwagę na to, że podawane na "alergię" antybiotyki nie są w leczeniu tej choroby skuteczne.. Zgodnie ze współczesną teorią choroby atopowe występują częściej w społeczeństwach, w których antybiotyki są szczególnie używane (a tak naprawdę nadużywane).

Pani Kasia chorowała na alergię wieloważną to znaczy taką, która jest wywoływana przez wiele alergenów i w której zaatakowane są różne narządy (skóra, płuca, nos). W tych przypadkach warto wykonać na samym początku choroby dokładne testy skórne i analizę alergenów w surowicy krwi, aby ustalić odpowiedzialny za chorobę alergen.

Należy pamiętać, że stosowanie wczesne tak zwanych leków profilaktycznych zapobiega rozwojowi choroby. Do leków tych między innymi zaliczamy leki antyhistaminowe. Ich wieloletnie stosowanie zmienia przebieg choroby.

Podobnie też odczulanie "kataru siennego" zapobiega występowaniu astmy oskrzelowej w przyszłości.
Ostatnio w diagnostyce i terapii chorób alergicznych dokonał się znaczący postęp.

Alergię można skutecznie diagnozować i leczyć. Najlepszym tego przykładem jest historia choroby Pani Kasi.

prof. dr hab. n. med. Edward Zawisza